Jeszcze pamiętam z podstawówki taką jazdę ,że bawiłem się gumką do mazania i sobie nią tak rzucałem ,chciałem dorzucić do kolegi ,który siedział przy oknie w pierwszym rzędzie ,ale za mocny rzut i wylądowała w kawie u nauczyciela angielskiego , kubek kawy był pełny więc całkiem nieźle chlusło , wszyscy w śmiech ,a nauczyciel wkurzony i do wszystkich :
- "WYNOCHA MI STĄD GNOJKI JEDNE"
i połowa ,albo i nawet 3/4 klasy wyszło ,a niektózi zostali zobaczyć swoje oceny ze spr. z angielskiego ,ale po tym zjawisku co zaszło wszystkim "ndst" wystawił.
Ja pamiętam kiedyś w 5 klasie podstawówki na angielskim z kolegą wywalaliśmy przez okno kwiatki z doniczek, wywaliliśmy ze 4 sztuki, cała klasa bekę kręci a nauczycielka od angielskiego nic nie zauważyła (bo ślepa i głucha ) ale po trzech minutach ktoś puka do klasy i wchodzi nauczycielka o W-Fu cała w ziemi obsypana i pyta się "KTÓRY TO !" my siedzimy z kolegą jak gdyby nigdy nic, udajemy że się nic nie stało, a ona podchodzi do nas i mówi "DO DYREKTORA", a poznała że to my bo już jej nie raz podpadliśmy wcześniej a poza tym tylko my przy oknie siedzieliśmy , no a dalej wiadomo jak, opieprz dyrektora, wychowawcy, rodziców i nagana dyrektora.
Jeszcze pamiętam z podstawówki taką jazdę ,że bawiłem się gumką do mazania i sobie nią tak rzucałem ,chciałem dorzucić do kolegi ,który siedział przy oknie w pierwszym rzędzie ,ale za mocny rzut i wylądowała w kawie u nauczyciela angielskiego , kubek kawy był pełny więc całkiem nieźle chlusło , wszyscy w śmiech ,a nauczyciel wkurzony i do wszystkich :
- "WYNOCHA MI STĄD GNOJKI JEDNE"
i połowa ,albo i nawet 3/4 klasy wyszło ,a niektózi zostali zobaczyć swoje oceny ze spr. z angielskiego ,ale po tym zjawisku co zaszło wszystkim "ndst" wystawił.
My to jak nie ma nauczycieli nie ma to my bierzemy linijkę pół linijki kładziemy na ławce pół w powietrzu kładziemy gumke i....leci leci leci.Nawet daleko.Raz szczotkaą do zebów rzucalismy.
Ja miałem w tamtym roku warsztaty w zakładzie produkującym mierniki elektryczne. (Amperomierze itp.)
Któregoś razu jak znudziło nam się strzelanie z elektrolitycznych kondensatorów (wystarczy odwrotnie podłączyć bieguny i czekać na bum, im większa pojemność kondensatora tym większe pie.dolnięcie,lepsze niż petardy ) zaczęliśmy robić sobie kawę. Na stole rozsypałem,kawę cukier i polałem wodą, zrobiła się rzadka kleista paćka którą rzucałem po suficie.
Kiedy i to się znudziło znaleźliśmy specjalny piecyk (wygląda trochę jak termos) do topienia cyny i maczania w nim końcówek kabli. W środku tego urządzonka znajduje się ogromna cewka która nagrzewa przyrząd.
No nie myśląc podłączyłem piecyk do prądu i do środka (na tą cewkę) nalałem tej kawy. Na początku wszystko fajnie,skwierczy bulgocze i pachnie kawką...
Aż tu nagle jep!Na całym piętrze w zakładzie niema prądu. A z piecyka wali spalenizną My w śmiech i szybko odstawiliśmy wszystko.
Nagle wchodzi mistrz (taki stopnień z zakładzie) i pyta:
"Ej chłopaki nie wkładaliście jakiego gwoździa do kontaktu? Bo na całym piętrze korki wyjebało"
My jak nigdy nic że nie i w brecht.
Ja miałem w tamtym roku warsztaty w zakładzie produkującym mierniki elektryczne. (Amperomierze itp.)
A ja się dziwie że mi duże błędy pomiarowe wychodzą :mrgreen:
Co do kondensatorów :mrgreen: Kiedy jeszcze miałem warsztaty... Kumpel pewnego razu wziął ze sobą na warsztaty gumowe rękawiczki :mrgreen: Ładowaliśmy kondensatory, kolega je brał do ręki ( w rękawiczkach oczywiście :mrgreen: ) i podchodził do innego z gadką "weź odłóż go jak możesz bo muszę szybko zadanie dokończyć" :mrgreen: Zdziwienie co poniektórych było ogromne "Przecież mogłeś mnie zabić !!" - Tego nigdy nie zapomnę
Kiedyś kumplowi włożyliśmy szczotkę toaletową do rękawa w kurtce :mrgreen: ( zasłużył )
I jeszcze wiele innych bardziej lub mniej głupich numerów :mrgreen:
Biesiadnik-Noooo niezła jest z tym zabawa. Kopnięcie zależy od pojemności i napięcia ładowania kondensatora. Jak się znajdzie taki większy to daje dobrego kopniaka.
Z podstawówki to pamiętam takie dwie sytuacje.
Jak kumpel nauczycielce wrzucił zdechłą rybkę to torebki.
I jedno z lepszych było gdy jeden kolega który ma ADHD zaczął kłócić się z zakonnicą prowadzącą religie i po zakończeniu lekcji rzucił w nią śmietnikiem i zaczął okładać pięściami po cycach. Na co ona powiedziała "Dosyć tego" i zaczęła się z nim szarpać.
:mrgreen:
Ech uczniaki...co wy wiecie o szkolnych wygłupach...picie kelerisów na lekcji, albo gdy kolega zamulony zwrócił nalewkę cytrynową i drugie śniadanie na ławkę, po czym wszystko grzecznie zgarnął rękami do plecaka. Pamiętam też jak pluliśmy nauczycielce do Kubusia gdy ona wyszła za potrzebą i zostawiła go na biurku takie tam niesmaczne rzeczy...
No ba...pamięta się jeszcze Komandosy, Lipę z Miodem, Leśny dzban, Wino marki wino, patykiem pisane (ale tylko czerwone, żółte mnie mdli)i Żubr (nie piwo, muzgotrzep)
No ba...pamięta się jeszcze Komandosy, Lipę z Miodem, Leśny dzban, Wino marki wino, patykiem pisane (ale tylko czerwone, żółte
Mmmmm... Komandos.... :mrgreen: Leśnego nie pamiętam bo za świeży jak dla mnie Ale Domatora jeszcze pamiętam :mrgreen: ha ha... rysowanie kutasów kredą na torebkach nauczycielek :mrgreen: prezerwatywa z wodą rozwalona na tablicy kiedy to pani z maty coś tłumaczyła :mrgreen: ehhhh.... stare dobre czasy
Komentarz